niedziela, 11 stycznia 2015

„Szczęśliwy”

Fot. Kate Ter Haar / flickr.com

Jest połowa stycznia a do niego ciągle wraca myśl, że na wigilii nie było pierogów. Właściwie to nie przepada za tymi wigilijnymi pierogami. Woli ruskie. Ale w wykonaniu mamy smakowały mu nawet te z kapustą i grzybami. Poza tym jedli je tylko raz w roku (tak jak smażonego karpia i kapustę z grochem). Pierogi zawsze znikały najszybciej. Dzieci dokładały jeden za drugim.

Wszyscy szukali tego wyjątkowego, który miał przynieść szczęście na cały rok. Na początku wkładali do niego groszówkę. Skończyło się, kiedy „szczęśliwego” nikt nie znalazł. Wszyscy podejrzewali, że trafił się dziadkowi, który nawet nie poczuł, że połknął miedziaka. Później „szczęśliwego” faszerowali najpierw bananem a potem jabłkiem. Ale szybko z tego zrezygnowali, bo „szczęśliwy” wyraźnie odróżniał się od nadzianych ciemnym kapuściano-grzybowym farszem. Tradycja zatrzymała się przy nadzieniu rodzynkowym. Na pierwszy rzut oka „szczęśliwego” nie można było odróżnić od tych mniej szczęśliwych. Poza tym nawet dziadek musiał poczuć słodycz suszonych winogron w zderzeniu z postnym nadzieniem pozostałych pierogów.

Szukaniu „szczęśliwego” towarzyszyły chyba większe emocje niż przy odpakowywaniu prezentów. Tak było do tego roku. W tym roku „szczęśliwego” nie było.

Jest połowa stycznia a do niego ciągle wraca myśl, że na wigilii nie było pierogów. Właściwie to były. Ale ze sklepu. Nie były najgorsze, ale te lepione przez mamę miały smak niepowtarzalny. Zresztą nie tylko smak. To były pierogi a nie sklepowe pierożki. Do wycinania ciasta w domu od lat służyła ta sama duża filiżanka. Może w miejscu klejenia nie odbijały się linie papilarne, ale każdy z ponad setki przeszedł przez czułe palce mamy. Te sklepowe, wypuszczone z jakiejś maszyny, nie miały duszy.

– Frania, robiłaś pierogi? – zapytała ciotka, która już po pierwszym kęsie, a pewnie jeszcze przed nim, wiedziała, że pierogi są kupne.
– Nie, nie dałam rady – powiedziała mama i odeszła od stołu (jeszcze przed karpiem i kapustą) ze łzami. Jak groch.


Jest połowa stycznia a jego mama nadal nie jest w stanie zrobić pierogów.